"Bo naród cierpi!... więc jest organizmem
(Choćby mu formy obce narzucono),
W posadzie swojej - on patryjotyzmem,
Więc on miłością"
Cyprian K. Norwid
2. RODZENIE W BÓLU
Zgromadzenie Braci Serca Jezusowego powstało,podobnie jak wiele innych, pośród wielkich cierpień i dramatycznych doświadczeń jego założyciela i pierwszych członków. Ewangeliczne ziarno musiało obumrzeć, by wydać owoce,by zrodzić życie, nowy organizm w mistycznym ciele Kościoła. Rodziło się wtedy, gdy po długich latach niewoli Polska zmartwychpowstawała we krwi skąpana.
W posoborowych Konstytucjach młodego instytutu czytamy,że "Zgromadzenie Braci Serca Jezusowego powołał do życia Duch Święty w 1921 r. przez swego sługę brata Stanisława Kubiaka (1877-1928)". Jak do tego doszło? Opatrzność Boża kierowała jego krokami tak przedziwnie, iż można zastosować do życia tego Wielkopolanina i do dzieła, któremu dał początek, przysłowiową maksymę, że "Pan Bóg pisze prosto po liniach krzywych". Z końcem wieku XIX wielu Polaków wyjeżdżało za granicę "za chlebem". 15-letni Andrzej Kubiak za zgodą, a może i za namową, ubogich rodziców - rolników wyjechał do Niemiec, do westfalskiej kopalni, gdzie przepracował kilka lat. Tam właśnie pobożnie wychowany młodzieniec, mając 21 lat, usłyszał głos nadprzyrodzonego powołania i wstąpił do Zgromadzenia Braci Miłosierdzia od Maryi Wspomożycielki ( Barmherzige Bruder von Maria Hilf),założonego przez Petera Friedhofena. Jednakże podczas postulatu, a więc jeszcze przed zakonnymi obłóczynami, został wezwany do koszar. Po dwuletniej służbie wojskowej wrócił do zgromadzenia, do Trewiru, by tam rozpocząć nowicjat jako brat Stanisław. Młody święty Jezuita będzie mu odtąd patronować przez całe życie. 7 marca 1907 roku, pięć lat po zakonnych obłóczynach, złożył śluby wieczyste. Zgodnie z duchem i celem tego zgromadzenia,podobnego do bonifraterskiego, przygotował się do egzaminu państwowego i otrzymał dyplom zawodowego pielęgniarza. Pracował w laboratorium Szpitala Braci Miłosierdzia w Koblencji. Gdy wybuchła pierwsza wojna światowa, został wezwany do służby wojskowej jako sanitariusz 14 listopada 1916 r. w 8 Armii Pruskiej, Będąc na froncie na terenie Wołynia, zachorował na ostre zapalenie nerek, toteż po intensywnym leczeniu w szpitalu wojskowym został zwolniony i wrócił do klasztoru. Po rekonwalescencji podjął na nowo pracę szpitalną jako pielęgniarz i laborant w Paderborn, w Westwalii.
Zakończyła się wreszcie straszliwa wojna. Ku wielkiej radości naszych rodaków Polska znów pojawiła się na mapie Europy jako państwo niepodległe. Patriotycznie usposobiony Stanisław Andrzej Kubiak zrozumiał, że musi wrócić do ojczyzny, by tam przeszczepić rodzinę zakonną, do której należał, by nieść sanitarną posługę chorym, biednym, cierpiącym. Przełożeni zakonni nie podzielali tych zamiarów. Ponieważ zgromadzenie miało prawa tylko diecezjalne, brat Stanisław wraz z innymi braćmi Polakami prosili biskupa Michała Feliksa Korum o pozwolenie na wyjazd do Warszawy. Za pierwszym razem odpowiedź była odmowna, za drugim - 29 lipca 1919 roku - biskup wyraził zgodę. Brat Stanisław poprzestał na ustnym pozwoleniu. Nie przewidział,że brak pisemnego dokumentu będzie dla niego powodem ogromnych cierpień.
Przyjechał do Warszawy 21 sierpnia 1919 roku "bez wszelkiej majętności, bez grosza polskiego, mając tylko wielką ufność w Bogu" - jak pisze w swoim pamiętniku. Wskrzeszona ojczyzna była krajem biednym, brakowało mieszkań, zarobkowej pracy, środków do życia. Zagadkowy przybysz szukał zatrudnienia w Szpitalu Dzieciątka Jezus. Tamtejszym siostrom szarytkom podpadł jako "awanturnik i łotr". Szedł przebojem do celu. Przez pewien czas ukrywał się w szpitalnych suterenach pośród ubogich robotników, którzy pomogli mu przetrwać bolesny kryzys. "Cztery tygodnie mieściłem się w suterenie - tak pisze w swoim pamiętniku nieco, czasem niemało, adiustowanym - z robotnikami się tułałem, w nocy robotnicy łóżko swoje dla mojego spoczynku udzielali (...), nieraz tylko raz na dzień jadłem albo tylko kawałkiem chleba się posiliłem. Jedynie biednym mamy do zawdzięczenia nasze istnienie".
Szczerość intencji rozpoznał dopiero lwowski lekarz, profesor Gluziński, który zaangażował przybysza jako laboranta w Szpitalu Dzieciątka Jezus. Stało się to 15 września 1919 r. Brat Stanisław nadal jednak dążył do przeszczepienia na ziemi polskiej Zgromadzenia Braci Miłosierdzia, by jako zakonnicy służyli chorym. On sam na razie, poza pracą w szpitalu, odwiedzał i pielęgnował chorych po domach. Wciąż więcej biednych cierpiących ludzi przychodziło do niego do mieszkania, które wynajął w Warszawie przy ul. Hożej 86. Ubodzy podziwiali jego ofiarną służbę. Ledwie mógł ich pomieścić, tylu do niego przychodziło po pomoc i poradę.
I wtedy właśnie doszło do przypadkowego, a raczej opatrznościowego spotkania brata Stanisława Kubiaka z ks. Kazimierzem Malińskim, który, będąc proboszczem parafii Matki Boskiej Bolesnej na Łazarzu w Poznaniu, był zarazem radnym tego miasta, w roku 1919 posłem do Sejmu Ustawodawczego, członkiem komisji społecznej, a kiedyś uczestnikiem powstania wielkopolskiego. Ten energiczny organizator, ambitny działacz szukał dla swojej parafii ofiarnego kościelnego i pielęgniarza; nosił się też z zamiarem założenia "Kongregacji braci duszpasterskiej pomocy" dla formacji pobożnych mężczyzn dla wymienionych zadań.
Brat Stanisław zaakceptował plany spotkanego kapłana; odczuł, że nadszedł czas spełnienia jego marzeń z pomocą aktywnego proboszcza poznańskiego. Sprzedał nabyte w Warszawie meble, odstąpił zajmowane mieszkanie, wymówił pracę w Szpitalu Dzieciątka Jezus i po osiemnastomiesięcznej przygodzie w stolicy, mając tylko 35.000 marek polskich, 16 grudnia 1920 roku objął urząd zakrystiana u ks. Malińskiego, zamieszkawszy w suterenie jego plebanii. Nowy typ pracy i sugestie ks. Malińskiego przekonały go, że powinien działać w innym kierunku, że Pan Bóg wzywa go do założenia zgromadzenia braci współpracujących z duchowieństwem w charakterze zakrystianów, organistów czy też innych pomocników hierarchii kościelnej. Utwierdził się w tym przekonaniu, gdy dołączył się do niego brat Natanael Mendel, który, podobnie jak on, był w Trewirze członkiem braci miłosierdzia, ale chciał służyć Panu Bogu w odrodzonej ojczyźnie. Z kolei dołączyli się do brata Stanisława dwaj młodzi mężczyźni - Marcin Narożny i Marcin Sobkowiak (nazwany przez założyciela Wojciechem). Ich nader skromne warunki mieszkaniowe nieco się poprawiły, gdy po trzech miesiącach otrzymali służbowy lokal po kościelnym, który się wyprowadził. Ten zawiązek przyszłego zgromadzenia powstał 18 kwietnia 1921 r. Kilka dni później brat założyciel zarejestrował nowopowstałą wspólnotę na policji, l maja ks. Maliński wygłosił im pierwszą konferencję ascetyczną, po której odbyli z wielkim wzruszeniem adorację eucharystyczną.
Warunki bytowe powstającej wspólnoty były trudne. Proboszcz płacił braciom tylko 2.000 marek miesięcznie. Gdyby nie pomoc życzliwych ludzi, zwłaszcza piekarza Łapińskiego i jego rodziny, gdyby nie ofiary, jakie brat Stanisław otrzymywał za leczenie chorych za pozwoleniem drą Tadeusza Szulca, lekarza powiatowego, naczelnika wydziału zdrowia, godne człowieka warunki, codzienna egzystencja, urządzenie mieszkania i przyjmowanie nowych kandydatów nie byłyby możliwe. Dla pielęgnacji chorych parafia przydzieliła bratu Kubiakowi pokój w Domu Św. Antoniego, a władze miejskie przyznały mu wolną kartę tramwajową bez żadnych ograniczeń. Biedni ludzie darzyli go wdzięcznością. Był dla nich wzorem życia chrześcijańskiego, co też sprawiło, że kolejni kandydaci przyłączali się do jego wspólnoty, aby pod jego kierunkiem żyć tak jak on. Znakiem scalającym powstające zgromadzenie stał się przyjęty w dniu 14 września 1921 roku habit zakonny czarnego koloru z rzemiennym paskiem i z wysokim białym kołnierzem - koloratką, przez co przypominali nieco redemptorystów, co potem zostanie zakwestionowane. Obłóczyn dokonał o godzinie 21.00 ks. Kazimierz Maliński w asyście księży: Piotrowskiego, Górczyńskiego i Kloskowskiego. Habit przyjęli bracia: Stanisław Kubiak, Marcin Narożny i Wojciech Sobkowiak.
Prymas Polski, kard. Edmund Dalbor, przyjął na audiencji brata założyciela w dniu 11 czerwca 1923 roku, okazał życzliwe zainteresowanie powstającym dziełem, któremu udzielił błogosławieństwa, poprosił, by bracia objęli funkcję zakrystianów przy poznańskiej katedrze oraz by - po odpowiednim przygotowaniu - ktoś z nich mógł być kierowcą jego samochodu.
***
Na mieszkanie dla braci pracujących przy katedrze przeznaczył budynek zwany Psałterią, a potem inny, stosowniejszy lokal na Ostrowie Tumskim 6. Brat Stanisław tam się przeniósł, by uniknąć narastających konfliktów z władczym i porywczym księdzem Malińskim. Minął bowiem początkowy wzajemny entuzjazm, raz po raz dochodziło do awantur. Bracia byli wykorzystywani przez proboszcza do prac niezgodnych z planowanym posłannictwem i przyjętymi obowiązkami.
Gdy Kard. Edmund Dalbor, arcybiskup gnieźnieński i poznański widział, że zgromadzeniu przybywa kandydatów, że są szansę dla dalszego rozwoju, udzielił mu formalnego zatwierdzenia dekretem z dnia 21 listopada 1923 roku, w święto Ofiarowania NMP. Bracia Serca Jezusowego uważają tę datę za początek ich Zgromadzenia. Otrzymało ono wtedy nazwę Zgromadzenie Braci Posługi Kościelnej pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa. Oto główny tekst historycznego pisma: "Zgadzamy się, aby osoby poświęcające się posłudze kościelnej prowadziły życie wspólne w myśl załączonej tymczasowej reguły i porządku życia zakonnego. Zezwalam, aby tworzące się zgromadzenie nosiło nazwę Zgromadzenie Braci posługi kościelnej pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa". Razem z tym dekretem otrzymał brat Stanisław Kubiak z rąk kardynała Dalbora tymczasowy regulamin obejmujący w siedmiu punktach podstawowe przepisy co do życia i działalności Zgromadzenia. Były one szczegółowym uzupełnieniem przyjętej przez braci Reguły św. Augustyna.
Ten sukces o charakterze historycznym stał się faktem dzięki dobrej radzie i zachęcie ojców jezuitów z ulicy Szewskiej 18. 0. Schmidt ośmielił brata założyciela, by poprosił kardynała o audiencję i przedłożył mu swoje plany podejmowane dla dobra Kościoła. Nakłonił go także do nabycia własnego budynku, który by się stał główną siedzibą Zgromadzenia, domem macierzystym. Do realizacji tego planu brat Stanisław - otrzymawszy wymagane upoważnienie władz kościelnych i cywilnych - ruszył po kweście. Dzięki oszczędnościom, ofiarom, dzięki nieznużonej pracy mogli bracia nabyć w Puszczykowie willę "Warta". Akt notarialny został podpisany 17 października 1924 roku. Dwa lata później dokupili jeszcze sąsiednią willę, zwaną "Przemysławka". Taki był początek macierzystego domu nowego Zgromadzenia.
Brat Stanisław Kubiak skwapliwie notował wydarzenia i osobiste przeżycia związane z powstawaniem i rozwojem rodziny zakonnej, której czuł się założycielem. Oto notatka dotycząca jednego z momentów przełomowych, który stał się wydarzeniem historycznym w dziejach młodej wspólnoty:"Po pięciu latach cierpień - dzień pamiętny naszego Zgromadzenia: pierwsze śluby naszych braci i założyciela, brata Stanisława Andrzeja Kubiaka. Przed uroczystym dniem były ośmiodniowe rekolekcje, a potem, 17 kwietnia 1926 roku jedenastu braci składało uroczyście śluby w kościółku Panny Maryi przy Tumie w Poznaniu... Śluby odbierał ks.Prałat Tadeusz Zakrzewski, zamianowany przez arcybiskupa kuratorem Zgromadzenia."
Wkrótce potem, 4 czerwca 1926 roku, biskup Stanisław Łukomski zawiadomił brata założyciela, że nadeszło z Rzymu, ze Stolicy Apostolskiej, pozwolenie, by nowe Zgromadzenie mogło być uznane jako diecezjalne i że jego przełożonym został mianowany on - brat Stanisław Andrzej Kubiak. Nosiło ono - od 19 kwietnia 1924 roku - nazwę Bracia od Najświętszego Serca Pana Jezusa. Poprzednią zredagował Ksiądz Maliński, tę drugą ustalono w rozmowie brata Stanisława z kardynałem Dalborem. Później August Kard. Hlond bardziej jeszcze ją uprościł. Odtąd nazywa się ono:Zgromadzenie Braci Serca Jezusowego.
Brat Stanisław Kubiak i jego konfratrzy postanowili podziękować Panu Bogu za powstanie zgromadzenia przez wzniesienie w Puszczykowie dużej figury ku czci Najświętszego Serca Pana Jezusa. W tym celu brat przełożony wystosował pismo do wojewody poznańskiego.
Zapewne Zgromadzenie dysponowało już maszyną do pisania i miało też pieczęć z wizerunkiem Bożego Serca. Polszczyzna podania nie jest doskonała, ale - przyznajmy - całkiem rzeczowa. Warto przytoczyć brzmienie tego charakterystycznego listu:
Poznań, dnia 13 lipca 1925 Ostrów Tumski
Jaśnie Wielmożny
Pan Wojewoda Bniński
w miejscu
Jaśnie Wielmożnemu Panu Wojewodzie uprzejmie donosimy, iż zamierzamy na swej realności w Puszczykowie wystawie figurę Najświętszego Serca Pana Jezusa podług załączonego szkicu rzeźbiarza Adama Bieńkowskiego. Zarazem prosimy najuprzejmniej (sic!) JWielmożnego Pana Wojewodę o łaskawe zatwierdzenie.
Władza Duchowa nam swe zezwolenie udzieliła.
Załączamy plan sytuacyjny (sic!) i odpis pozwolenia od Władzy Duchowej.
Zgromadzenie Braci od Najświętszego Serca Pana Jezusa.
(-) Br. Stanisław Przełożony
Pierwsza odpowiedź była odmowna, gdyż zdaniem wojewody projekt nie odpowiadał "wymaganiom artystycznym". Dopiero 3 października władza wypowiedziała oczekiwane "Zatwierdzam".
Znamienny jest także "Rachunek", jaki w dniu 29 listopada 1925 wypisał rytownik Filippo Salvetti z ul. Łazarskiej 1:
Za kucie liter w płytach marmurowych
80 liter dużych, a litera 50 groszy
Razem uczyni sumę 40 A p.(słownie: czterdzieści złotych polskich)".
A oto co wykuł ów Włoch: "FUNDOWALI BRACIA OD NAJŚWIĘTSZEGO SERCA PANA JEZUSA Z PODZIĘKOWANIEM ZA OTRZYMANE ŁASKI PRZY ZAŁOŻENIU TEGO ZGROMADZENIA - W CZERWCU 1925".
Na uroczystość poświęcenia figury brat Stanisław zaprosił wielu duchownych i władze świeckie, również wojewodę. Głównym celebransem był ksiądz infułat Czesław Meyssner, wikariusz generalny; asystował mu ksiądz prałat Tadeusz Zakrzewski, kurator Zgromadzenia, uczestniczyli licznie zebrani przyjaciele braci. Pod figurą został zamurowany historyczny akt. Oto jego brzmienie, nieco tylko adiustowane:
In Nomine Domini. Gdy na Stolicy Piotrowej panował Papież Pius XI, ongiś Nuncjusz Apostolski w Polsce, a Narodu Polskiego Wielki Przyjaciel, gdy Prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej był Ignacy Mościcki, a Polski Prymasem August Hlond, Arcybiskup - Nominat Gnieźnieński i Poznański, nowopowstała kongregacja zakonna Braci od Najświętszego Serca Jezusowego, przejęta głęboką wdzięcznością za otrzymane łaski Boskiego Serca, które za przyczyną Niepokalanej Maryi, św. Józefa i św. Jana Bożego raczyło młodą latorośl zakonną otaczać opieką i błogosławić jej pierwszym krokom i nowymi zasilać członkami, dokonała budowy Pomnika Serca Jezusa, ufna, że to Najmiłosierniejsze Serce poprowadzi łaskawie tę Rodzinę Duchową do rozkwitu ku chwale Bożej i na pożytek Kościoła świętego i ku zbawieniu jej wszystkich członków.
Puszczykowo, w dniu uroczystego poświęcenia: w niedzielę XIII po Świątkach i w oktawie Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. 22 sierpnia Roku Pańskiego 1926".
Poniżej złożone zostały podpisy obecnych przy poświęceniu księży i braci.
W jednym z periodyków ukazało się następujące sprawozdanie o tym znamiennym wydarzeniu:
W niedzielę 22 bm. odbyła się w Puszczykowie po Poznaniem miła i droga sercu polskiemu uroczystość, mianowicie poświęcenie figury Najświętszego Serca Jezusowego. Figura mieści się na terenie nowego Zgromadzenia Zakonnego Braci Najświętszego Serca Jezusowego, którzy własnym staraniem i przy wydatnej pomocy ks. kań. Zakrzewskiego wystawili pomnik ten z wdzięczności za łaski, które nowy Zakon od Boga otrzymał. Wysoko nad okolicą wznosi się słodka postać Zbawiciela i błogosławi żyznym łanom polskiej wolnej ziemi. Poświęcenia dokonał ks. Oficjał Meyssner w otoczeniu ks. mgr. Zakrzewskiego, ks. dyr. Durzyńskiego, ks. prób. Kucharskiego i kilku innych księży oraz braci zakonnych i dość licznie zebranej publiczności. Równocześnie poświecony został dzwon dla kaplicy klasztornej.(—) Dokument poświęcenia, podpisany przez ks. celebransa, asystujących kapłanów i braci zakonnych, złożony został we wnętrzu figury. Do uświetnienia uroczystości przyczynił się chór sodalicji Panien Urzędniczek, który pod dyrektywą swej kierowniczki, p. Kazimiery Rysterówny, wykonał kilkagłosowo pieśni zastosowane do uroczystości".
To wydarzenie podniosło na duchu wszystkich braci. Było ono szczególnym pokrzepieniem dla uginającego się pod ciężarem różnych cierpień i doświadczeń brata Stanisława Kubiaka. Bolały go liczne upokorzenia i niepowodzenia, ale nie złamały go one. Wytrwale wznosił dom, którego architektem ustanowiła go Boża Opatrzność. Wbrew licznym trudnościom zewnętrznym i wewnętrznym zgromadzenie rosło. W święto Narodzenia Niepokalanej Dziewicy Maryi 1926 roku siedmiu kandydatów przyjęło habit zakonny. Było wśród nich dwóch bliźniaków. Podczas audiencji, jakiej mu udzielił ksiądz Prymas August Hlond 3 listopada, mógł zaprezentować rozwój dzieła, jakiemu dał początek.
-Ilu jest braci?
-Dwudziestu siedmiu.
-To dużo!
-Familia się rozrasta.
-Wiem, że dużo pracujecie.
-Króla giermek kann nicht mude werden.
-Znakomicie brat to powiedział. Chrystusowi Królowi mamy służyć
niestrudzenie. Proszę pozdrowić ode mnie wszystkich braci. Wszystkim wam z serca błogosławię.
Później,już w czerwcu 1927 roku, gdy brat Stanisław razem z bratem Marcinem składali kardynałowi Hlondowi życzenia, pytali go o radę co do propozycji pracy przy katedrze ormiańskiej we Lwowie, odrzekł zachęcająco: - Tylko brać, jechać śmiało. - Ale oni tam mają obrządek ormiański. - Oni mają swoje, a wy swoje macie życie.
Tego rodzaju życzliwość Prymasa Polski dodawała bratu Stanisławowi otuchy w działaniu nad rozwojem zgromadzenia pomimo wielkich przeszkód, jakich mu nie szczędzili niektórzy kapłani, pomimo arogancji ze strony niektórych konfratrów, pomimo że krótko przed śmiercią został pozbawiony przełożeństwa. Gdy zachorował, otrzymał urlop zdrowotny. Jego następcą na mocy decyzji Kurii Metropolitalnej został brat Marcin Narożny. Stało się to 13 września 1927 roku i miało charakter doraźny, "na sześć miesięcy". W swoim pamiętniku brat Stanisław Kubiak pisze, że "w tym jest i była ręka księdza proboszcza Malińskiego, byłego brata Kazimierza (oraz) księdza infułata Meyssnera i brata Bonawentury". Nie miało to jednak zapewne następstw definitywnych, skoro ksiądz Maliński po wydaleniu braci ze swojej parafii, potem, w grudniu, po czterech tygodniach zwrócił się do księdza infułata Meyssnera z prośbą o ponowne przysłanie braci. Spełnienie tej prośby zleciła Kuria właśnie bratu Stanisławowi Kubiakowi,tym samym uznając nadal jego autorytet.
Dziesięć dni później, czując, że choroba czyni postępy, że zbliża się jego śmierć, prosił - jako założyciel młodego zgromadzenia - księdza prałata Tadeusza Zakrzewskiego, by czuwał nad jego dziełem i jemu też przekazał swoje pamiętniki i dokumenty.
Trudno ustalić, czy choroba brata założyciela, czy też intrygi spowodowały, że brat Marcin Narożny, jeden z pionierów Zgromadzenia, został przez księdza wikariusza generalnego zamia-nowany przełożonym naczelnym. W zachowanym dokumencie z dnia 13 grudnia 1927 roku czytamy: "Urząd, który Brat obejmuje, jest trudny i bardzo odpowiedzialny, niech się wiec Brat przy pomocy Bożej kieruje wielką roztropnością i miłością braterską, nie uchybiając w niczym świętej regule, ktdra stanowi podstawę życia zakonnego".
Ta nominacja zapewne anulowała poprzednią, z dnia 30 maja 1927 roku, adresowaną "Do Brata Starszego Stanisława", w której była mowa o zaplanowanej wizytacji kanonicznej i o wstrzymaniu wyborów w Zgromadzeniu. Główna treść tego pisma brzmi: "Polecam Bratu kierownictwo Zgromadzenia na dalszy rok, tj.do l czerwca 1928 roku".
Pośród wszystkich zmartwień brat założyciel miał jeszcze tę pociechę, że 8 marca 1928 roku, a więc w dniu św. Jana Bożego, pięciu kandydatów zostało przyjętych do nowicjatu, a dziesięciu braci złożyło śluby zakonne na ręce biskupa Karola Radońskiego. Brat Stanisław zanotował w swoim pamiętniku: "Uciecha to dla mnie wielka,(...) że to zgromadzenie z wolna coraz więcej się rozszerza".
Choroba brata Stanisława Kubiaka nie sprzyjała rozwojowi zgromadzenia - chwiała się obserwancja, brakowało autorytetu kierowniczego. Brat Marcin Narożny, mianowany przez Kurię Metropolitalną przełożonym naczelnym w dniu 5 czerwca 1928 roku na dalsze sześć miesięcy, z trudem panował nad sytuacją. Brak dokumentu co do objęcia przełożeństwa naczelnego przez brata Mariana Graczyka. On to zapewne stał na czele zgromadzenia w dniu śmierci brata Stanisława Andrzeja Kubiaka, 9 grudnia 1928 roku. Po odejściu założyciela przez wiele miesięcy nie robiono notatek nie pisano kroniki. Dobrze jednak, że zapisano następujący nekrolog: "Śmierć ta, tak niespodziana i przedwczesna, to ciężki dopust Boży. Odszedł po latach wytrwałej, ofiarnej pracy przeplatanej ciężkimi cierpieniami i prześladowaniami.(...) Chociaż i dziś jeszcze niechętni, nieżyczliwi przeciwnicy starają się mu szkodzić, wierzymy, że świetlany duch zgasłego naszego Założyciela będzie przyczyrtcą i orędownikiem naszym przed tronem Najwyższego". Można przyjąć,że te słowa zanotował brat Marian Graczyk jako przełożony generalny, ewentualnie z pomocą drugiego z kolei kuratora zgromadzenia, którym po ks. Tadeuszu Zakrzewskim został mianowany przez ks. Kardynała Augusta Hlonda, ks. Edward Jęśke, w dniu 23 lipca 1928 roku.
Żywotność młodego zgromadzenia została tą śmiercią zachwiana. Nie znamy co do tego bliższych szczegółów, gdyż nie było nikogo, kto by notował bieżące wydarzenia. Wiadomo tylko, że kilku braci wystąpiło, że niektórych musiano odesłać.
Przełomowym, wręcz historycznym, wydarzeniem w dziejach Braci Serca Jezusowego stały się dwie kanoniczne wizytacje przeprowadzone przez kard. Augusta Hlonda. Niemałe zaangażowanie Prymasa Polski świadczy, jak bardzo mu zależało na odrodzeniu tej wspólnoty zakonnej. Pierwsza wizytacja miała miejsce między 24 sierpnia i 23 września 1929 roku. Ze wzruszeniem czytamy, że ówczesny kronikarz z podziwu godną pokorą zanotował, co następuje:" Na zakończenie wizytacji wypowiedział Najdostojniejszy Wizytator znamienne słowa: Przyszedłem szukać u was choć jedną duszę gorejącą, a nie znajduję".
Przypomina się nam Ewangelia, która nie zataiła tego, co się stało, zanim kogut zapiał. Czy to stwierdzenie było słuszne? Dalsze dzieje Braci Serca Jezusowego świadczą, że choroba bynajmniej nie była śmiertelna, że kryzys był typowym kryzysem wzrostu. Pośród wizytowanych był przecież także i ten, który podczas mrocznych dni okupacyjnych, znalazłszy się w Dachau, życie swoje ofiarował PANU BOGU, by August Hlond mógł bezpiecznie wrócić do Polski. O nim, o bracie Józefie Zapłacie, będzie jeszcze mowa. Tej "duszy gorejącej" wtedy wizytator nie dostrzegł. Dobro jest ciche nie rzuca się w oczy.
24 września, po zakończeniu wizytacji, Metropolita Poznański wezwał do siebie cały zarząd Zgromadzenia. Jego naczelnym przełożonym miał być brat Alojzy Czaderna, salezjanin. Kardynał Hlond zadecydował: "Zlecam mu wszystkie sprawy Zgromadzenia, a zwłaszcza wewnętrzne wyrobiebie członków i ich należyte przysposobienie do właściwych Zgromadzeniu zadań", dodając, że przez to "wyświadcza wielką przysługę Zgromadzeniu. Ks. August Hlond z bratem Józefem Czaderną współpracował w Wiedniu w latach 1909-1922. Opatrzność okazała, że należy szukać odnowy nie poza zgromadzeniem, lecz w jego łonie. Brat Józef Czaderna zachorował i po trzech miesiącach musiał opuścić Puszczykowo. Przełoźeństwo salezjanina, a potem albertyna, brata Augustyna Wacławika było więc tylko formalnością; zgromadzeniem kierował brat Marcin Narożny, a po nim (1930-1931) brat Marian Graczyk, który już wcześniej należał do zarządu generalnego.
Wizytację podsumował Kardynał A.Hlond następującymi decyzjami: "Stwierdziłem w czasie wizytacji kanonicznej Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego, że tendencja służenia chorym i starcom bierze w czasie górę nad pierwszym celem, dla którego zostało Zgromadzenie stworzone, to jest nad pracą w kościele, na chórze, w kancelariach duchownych. Ponieważ chorymi i starcami zajmują się już, i to bardzo dobrze, Bracia Miłosierdzia i przeważnie Zgromadzenia żeńskie, a Kościół w Polsce potrzebuje braci do zakrystii, do organów i do kancelarii swoich, zarządzam, że od l stycznia 1930 roku artykuł 2 konstytucji brzmieć będzie: "Drugi zaś i szczególny cel Zgromadzenia jest pomoc duchowieństwu w roli zakrystianów, organistów i personelu kancelaryjnego. Zgromadzenie będzie się na życzenie Władzy duchownej podejmowało kolportażu książek religijnych i prasy katolickiej, a w drodze wyjątkowej zajmie się też pielęgnowaniem chorych i starców".
Podczas tej wizytacji kard. August Hlond zarządził ograniczenie kwestowania; zachęcił do zdobywania środków utrzymania przez pracę na roli: "W domu głównym należy rozwinąć racjonalną eksploatację ogrodów i pola".
Wtedy też zaniechali Bracia Serca Jezusowego noszenia bonifraterskiego szkaplerza oraz koloratek, które ich upodobniały do redemptorystów. Znamieniem Braci Serca Jezusowego stał się zielony pas płócienny na czarnej sutannie.
Po tej wizytacji Prymas Polski przybył do Puszczykowa 12 grudnia 1930 roku, by się upewnić, czy jego decyzje zostały wprowadzone w życie. Po dokonaniu tych czynności wstępnych Zgromadzenie Braci Serca Jezusowego zostało przez kardynała Augusta Hlonda zatwierdzone urzędowym dekretem z dnia 24 stycznia 1931 roku: "Zgromadzenie rządzić się będzie przepisami Prawa Kościelnego i tymczasową ustawą wewnętrzną, napisaną przez wielebnego księdza Małysiaka. Na mocy niniejszego dekretu Zgromadzenie Braci Serca Jezusowego korzystać bądzie z wszystkich uprawnień przyznanych zgromadzeniom zakonnym przez Prawo Kościelne i Konkordat".
Wtedy też, osobnym dekretem zamianował Metropolita Poznański księdza Czesława Małysiaka, salwatorianina, założyciela Domu Rekolekcyjnego w Trzebini, swoim komisarzem dla Braci Serca Jezusowego: "Zlecam mu sprawy złączone z ich wewnętrznym życiem zakonnym. W zakresie tychże spraw będzie mi Ksiądz Komisarz zdawał sprawozdanie według potrzeby". Kuratorem, zwłaszcza co do spraw majątkowych pozostał nadal ksiądz kanonik Edward Jęśke.
Zrodzona w bólu nowa wspólnota zakonna została uprawomocniona.