Myśli na każdy dzień - styczeń

1. O, Jezu, dla Ciebie żyję i umieram! (23.05.1923). 

2. Byłem tak pewien, że mnie Pan Bóg (...) kierował ku zmartwychwstałej Ojczyźnie - Polsce, abym tu rozszerzył dzieło naszego założyciela wielebnego brata Piotra Friedhofena. Czując miłość Najświętszego Serca Jezusa, aby tu Jego nieskończone miłosierdzie i miłość ku nam biednym, chorym, w Polsce rozmnożyć i powiększyć. 

3. Dlatego też wyjechałem z domu Braci Miłosierdzia z Paderborn w Westfalii w dniu Matki Bożej Wniebowziętej Królowej Korony Polskiej. W Berlinie załatwiłem przepustkę w Generalnym Konsulacie Polskim i wyjechałem przez Krzyż do Poznania. Przenocowałem u Sióstr Elżbietanek, które pracowały u najprzewielebniejszego ks. biskupa Dalbora. Potem udałem się do stolicy, miasta Warszawy. 

4. Pan Bóg zna moje myśli i pragnienia moje, jaką mam w sercu miłość ku Bogu i Ojczyźnie.To On powołał mnie do biednych i nędznych do Warszawy (...).

5. Tylko ks. Prałat, proboszcz kościoła św. Barbary, zwanej Koszyki, przy ul. Nowogrodzkiej, był najbardziej przychylny mojej sprawie. 

6. Cztery tygodnie musiałem tułać się w suterenie z robotnikami. W nocy robotnicy udzielali mi ofiarnie łóżka dla mego spoczynku. (...) Nieraz tylko raz na dzień jadłem albo tylko kawałkiem chleba trochę się posiliłem. 

7. Ach, mój Boże! Nie myślałem, że to polskie duchowieństwo w Warszawie takim będzie dla swego rodaka, brata duchownego, który jedynie dla większej czci Bożej swoje braterskie zgromadzenie opuścił, aby lepiej dla miłości Bożej bliźniego i Ojczyzny mógł pracować. 

8. Tak po wielkich trudach, po czterech tygodniach, dostałem posadę jako laborant. Otworzono tu po tej niecnej wojnie światowej pierwszy polski Uniwersytet Warszawski dla chorób wewnętrznych przy Szpitalu Dzieciątka Jezus u pana prof. Gluzińskiego ze Lwowa, jego ordynatora Szczepańskiego oraz asystentów dr. Gawińskiego i dr. Eltrowicza. Przebywałem tu od 15 września 1919 r. do 15 grudnia 1920 r. 

9. Ten okres był dla mnie lepszy. Miałem czas aby utrzymać swoją św. regułę. Codziennie mogłem iść do kościoła o godzinie 6.00 rano na Mszę św., przy której zwykle służyłem. Lecz kontakty z duchowieństwem warszawskim były dla mnie bardzo ciężkie. Byli obojętni dla mojej sprawy, bo Siostry Miłosierdzia - szarytki ze Szpitala Dzieciątka Jezus, ciągle na mnie jakiekolwiek podejrzenia zanosiły. Dlatego być może, że niewiele zaufania do mnie mieli. 

10. Lecz Bóg mnie tu do Polski wezwał i powołał. 

11. Byłem tak pewien tego, że Bóg mnie nie opuści i dopomoże Matka Boża, do której miałem nabożeństwo oraz do Jej Boleści. W dniu Wniebowzięcia Matki Bożej podjąłem moją wielką podróż z Niemiec do Polski, do miasta stołecznego Warszawy. Właśnie tu miałem wiele cierpieć i ćwiczyć się w krzyżu Chrystusowym. Biedni robotnicy z Towarzystwa Chrześcijańskiego mnie tu bronili i wspierali pokarmem. 

12. Kochani Bracia! Tylko biednym powinniśmy być wdzięczni, że Boże błogosławieństwo przy nas jest, i przez biednych jesteśmy tylko przy istnieniu, i dobrze nam się będzie powodziło jeżeli biednych będziemy czcić, szanować i wspomagać. W ich dolegliwościach, cierpieniu i chorobie. 

13. Chętniej się nimi (biednymi) zajmować, jak bogatymi, bo biedni ściągają błogosławieństwo Boże na nasze Zgromadzenie. 

14. Ale bądźcie zwróceni ku duchowi wiary w Boga, że naszym bratem jest Jezus Chrystus, który dla tych biednych istot bardzo wiele czyni, wiele uzdrawia od różnych chorób. Dlatego bądźmy także ich braćmi. 

15. Ostrożnie czuwajcie nad sobą, jak Pan Jezus nam przestrogę daje. Pracujcie ostrożnie, abyście nie weszli w pokusę. Odmawiajcie wspólne modlitwy. Wspierajcie się wzajemnie. 

16. Biedni są tymi, którzy nas najwięcej wspierali i dopomagali przy powstawaniu Zgromadzenia. 

17. Dlatego proszę Was, drodzy Bracia! Bądźcie wrażliwi na te osoby, gdzie można w duchu naszej świętej wiary i postawie Jezusa Chrystusa, Pana naszego, [wzorować się]. Bo oni też znosili kamienie do budowy naszego Zgromadzenia. Więcej niż ci, co powinni, bo miłosierdzie Boże nie robi wyjątku w swojej działalności. 

18. Nie obawiajcie się za wiele, ale bądźcie ostrożni nad zbawieniem duszy waszej - mili Bracia - czyniąc i wspierając każdego biednego bez wyjątku, bo ci są fundatorami naszego pierwszego małego Zgromadzenia. 

19. Będąc w Warszawie bez środków do życia codziennego, biedni ludzie mnie wspierali i bronili moich zasad. Tylko robotnicy mnie żywili w Szpitalu Dzieciątka Jezus, a siostry ze Zgromadzenia św. Wincentego nie miały dla mnie kawałka suchego chleba. Moje łzy [są] przed Panem Bogiem. 

20. O Panie Boże, wybacz biednym Siostrom św. Wincentego i otwórz [im] oczy, bo mają zasłonięte swoją zazdrością. 

21. Po jakimś czasie miałem spokój w Warszawie od ludzkiej zazdrości. Modliłem się do Boga gorącą modlitwą, co z tego też będzie. Byłem pewien, że Pan Bóg mnie do Polski powołał, moje serce było zupełnie oddane Jego świętej woli. 

22. Krzyża większego, jak przeszedłem, nie obawiałem się. 

23. Bóg jest moim najlepszym świadkiem, ile nacierpiałem w Warszawie od Sióstr Miłosierdzia, zwanych szarytkami, tak samo do duchowieństwa. Gwałtem chcieli mnie z Warszawy wypędzić jakbym był jakimś zbrodniarzem. 

24. Lecz Bóg miłosierny czuwał nade mną. Oprócz tego wszystkiego Bóg mi wiele łask udzielał i spokoju w sercu. 

25. W Warszawie, miałem kilku kandydatów, którzy by chętnie w społeczności pracowali, ale Pan Bóg inaczej tym pokierował. 

26. Tak, że przysłał dobrego dzielnego kapłana - czcigodnego ks. proboszcza Kazimierza Malińskiego, który był w ten czas posłem na Sejm w Warszawie. 

27. W pierwszej rozmowie w Sejmie w Warszawie, powiedział [do mnie] ks. Maliński: "Słyszałem, o was, że tu bardzo wiele czynicie i chcecie tu coś założyć. Ja mam zamiar założyć kongregację w mojej olbrzymiej parafii Matki Boskiej Bolesnej w Poznaniu". Po tych słowach czułem w sercu, że to jest zesłaniec od Pana Boga, który [został] przysłany do pomocy. Była to wielka radość w moim sercu. 

28. Natychmiast wypowiedziałem moją państwową posadę, którą miałam dobrą, bo pensja wynosiła 6000 marek polskich, wolne mieszkanie i tak dalej. Lecz ufając Bogu, że znalazłem człowieka od Boga zesłanego, sprzedałem swoje meble i załatwiłem wszystko do porządku w kasach, w których miałem 35 000 marek, które oszczędziłem będąc półtora roku w Warszawie. 

29. 16 grudnia 1920 r. przybyłem do mojego czcigodnego ks. proboszcza Malińskiego, w parafii łazarskiej, do kościoła Matki Boskiej Bolesnej. 

30. Zamieszkanie nasze było bardzo ciasne, bo jeden pokoik był w suterenie dla dwóch braci Natanaela i Stanisława. Było to dla nas bardzo nieprzyjemne, bo ani pieca do gotowania, a na noc robiliśmy sobie przesłonę z prześcieradła. Rano znów odjęliśmy [ją] precz, abyśmy mieli swobodniejsze mieszkanie. Tak żyliśmy trzy miesiące, zanim kościelny ustąpił nam mieszkanie, które było dla nas przeznaczone. 

31. 1 kwietnia 1921 r. weszliśmy do mieszkania, które przeznaczył dla nas ks. proboszcz Maliński. Musieliśmy wszystko kupić, bo nic tam nie mieliśmy oprócz czterech ścian. Pieniędzy nie było wiele.

Źródło: Brat Stanisław Andrzeja Kubiak, Pamiętniki, opr. M. Wełnic, br. J. Ścieranka CFCI, Wydawnictwo Kontekst, Poznań 2023.